dla rownowagi (albo pograzenia doszczetnie):
http://www.polskieradio.pl/kultura/film ... page=1#com
"Z Mariuszem Gawrysiem rozmawia Magdalena Zaliwska
iOprócz nagrody za reżyserię na 31. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w 2006 r., przed rokiem, zdobył pan nagrodę za scenariusz na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym „Młodzi i Film” (Koszalin). Podobno jednak tekst, który słyszymy na ekranie, nie jest tekstem, który został napisany. To prawda?
Tekst napisany przeze mnie był dla aktorów tylko trampoliną, punktem wyjścia. To co widzimy na ekranie, jest efektem improwizacji. Aktorzy nie znali scenariusza, tylko 3 minuty przed rozpoczęciem zdjęć dostawali kartkę z tekstem, by zorientować się o czym będzie scena i zaczynali improwizację.
Improwizowali po to, by było jak najbardziej wiarygodnie?
Żeby to wyjaśnić muszę się cofnąć do genezy filmu. Zanim pojawił się pomysł na realizację filmu, wcześniej pojawił się pomysł na kurs teatralny. Polegał on na tym, żeby wprowadzić metodę, którą posługują się aktorzy amerykańscy tzw. Violi Spolin. Nie robiłem castingu do tego filmu. To byli ludzie, którzy przyszli na ten kurs. Obserwowałem ich przez rok. Przez ten czas pracowali ze mną dwa razy w tygodniu, po trzy godziny. Obserwując ich, zaczął powstawać w mojej głowie film. Naturalną konsekwencją było posłużenie się tą metodą, która wcześniej była stosowana w czasie kursu.
Oprócz samej metody w pana głowie narodziła się jakaś historia. Jaka?
To jest film o samotności. Nie mówię jednak o niej wprost. Opowiadam poprzez życie seksualne naszych bohaterów. Jest tak, że samotność potrafi się manifestować i ona się manifestuje poprzez nadmiar lub brak seksu w naszym życiu. Ten seks, który pokazujemy w filmie jest funkcją samotności, funkcją zagubienia tych ludzi. Jest to film obyczajowy o ludziach, którzy są samotni w swoim życiu i muszą sobie z tym poradzić.
Filmów o samotności w wielkim mieście było już kilka w polskim kinie. Ostatnio np. film Macieja Żaka, Rozmowy nocą. Czym zaskoczy pan widza?
To jest zupełnie inne opowiadanie. Wiem, że filmy o samotności już były, ale nie były tak opowiedziane. To trzeba zobaczyć, żeby móc to poczuć na własnej skórze. I to chyba było też powodem tego, dlaczego film został tak bardzo doceniony. Co ważne, do opowiedzenia tej historii, posłużyłem się nieco inną metodą. Zrezygnowałem z linearnej struktury. Film jest mozaikowy, wielowątkowy. Nie jest łatwy w pierwszym odbiorze, w pierwszych 15 minutach. Każdy wątek musi 2, 3 razy „zakręcić” widza, żeby móc wejść w film.
Pana bohaterowie nie są naznaczenie wyjątkowością. Mam wrażenie, że wyrastają z codzienności.
Myślę, że tak. Poczułem to najbardziej z chwilą kiedy przeprowadziłem się do Warszawy. Zobaczyłem, że jest to miasto, które cierpi. Jest tu bardzo dużo osób samotnych, które są gdzieś ciągle w poszukiwaniu partnera. Poza tym Warszawa ma w sobie cos takiego, że te relacje międzyludzkie są zminimalizowane. Urodziłem się i wychowałem we Wrocławiu. Tam żyje się inaczej. Wystarczy wyjść na ulice i zawsze się kogoś spotyka. W Warszawie trzeba się umawiać, ustalać terminy, żeby móc kogoś zobaczyć. Przez blisko 20 lat żyłem poza Polską, w dużych metropoliach. Mino że były większe od Warszawy nie czułem się w nich tak źle.
Z czego pana zdaniem wynika ta samotność w wielkim mieście?
Samotność moich bohaterów może wynikać z nieumiejętności nawiązywania kontaktów.
Trzeba zdobyć się na pewien rodzaj odwagi, żeby móc kogoś poznać. Ale to oczywiście nie dotyczy tylko jednej strony. W tym samym momencie, o tej samej porze muszą otworzyć się dwie strony. Warszawa nie nastraja do tego, żeby się poznawać. To nie jest jednak oskarżenie z mojej strony. Myślę, że samotność to część życia. Każdy z nas taką drogę musi w swoim życiu przejść. Nie starałem się, żeby oskarżać moich bohaterów. Starałem się ciepło nad nimi pochylić. Nie chciałem, żeby stracili swoją godność albo sympatię widza. To jest film o osobach, które nie potrafią znaleźć kogoś w swoim życiu. Może nie potrafią kochać, może nie są kochani. Nie udzielam rad. Zawsze mi to przeszkadza kiedy film w sposób nachalny, natrętny poucza co mamy uczynić, żeby było dobrze.
Główne miejsce akcji to gabinet masażystki Reni. Jej sztuka masażu sprawia, że klienci pod wpływem zabiegu, wyrzucają z siebie wszystkie bolączki życia. Gabinet odnowy staje się chyba po części gabinetem psychologicznym?
Kiedyś spotkałem się z prawdziwą masażystką, która opowiadała mi o tym zawodzie. Czasami (pod wpływem masażu) w momencie kiedy ustępuje napięcie mięśniowe, wyzwala się napięcie psychiczne. Często objawia się to słowotokiem. Człowiek zaczyna mówić o tym, co go dotyczy, co mu przeszkadza w życiu, co go boli, dlaczego cierpi. Zaczyna to robić bezwiednie. Ten stół do masowania staje się takim skrzyżowaniem kozetki u terapeuty i konfesjonału w kościele. To jest dość mocno inwazyjny zawód. Istnieją nawet grupy wsparcia wśród masażystek, wśród fryzjerek. Czasem cierpią z tego powodu.
Porozmawiajmy o samych bohaterach. Pojawia się całe panoptikum postaci. Wspólny mianownik dla nich wszystkich, to nieumiejętność zerwania z różnymi nałogami. Zdziwiło mnie to, że nie dał pan im szansy na zmianę. Drgnęło coś przez moment, a na końcu i tak powracają do dawnych postaw.
One się zmieniają, tylko ja nie dookreślam tego momentu. Nie pokazuję do końca, co się z nimi stanie później. To jest bardziej w domyśle. Są to momenty, które rzeczywiście mają miejsce, ale nie są przerysowane. Jeśli coś drgnęło, to na pewno w widzach. Przynajmniej takie miałem założenia. Nie chciałem dawać im jakichś konkretnych rozwiązań, że z kimś stanie się to, albo coś innego. Unikam nachalności i dosłowności w tej opowieści.
Wspomniał pan o tym, że nie chce pan moralizować, bawić chyba też nie do końca, bo to nie jest komedia tylko komediodramat. Więc z jakimiś głębszymi treściami pragnie pan zostawić widza. Z jakimi?
Chciałbym, żeby żył bez poczucia winy. Jest coś takiego w naszym społeczeństwie, że różne siły starają się zadekretować nasze życie. To, co można osiągnąć przez ten film, to zdjąć poczucie winy z tych, których on dotyczy. Tą granica jest krzywda osoby drugiej. Jeśli nikogo nie krzywdzimy, to nie musimy mieć poczucia winy
Śmiech nie zawsze będzie beztroski, a dla niektórych widzów może nawet przez łzy?
To jest śmiech, który czasami grzęźnie w gardle. Mi jest trudno teraz nawet o tym mówić, bo film powstawał przez ostatnie niemal cztery lata, ale osoby, które oglądają go tak na świeżo, mówią że to uczucie samotności jest tak przejmujące, że nawet przy przekomicznych momentach, nie można wybuchnąć pełnym śmiechem. Także człowiek nie jest komiczny, ale i tragikomiczny.
Śledziłam forum internetowe na którym przeważa jedno pytanie - film zdobył nagrodę w 2006 r., premiera dopiero teraz - dlaczego?
Z bardzo prostego powodu. Film powstawał bez pieniędzy i fizycznie pojawiły się dopiero po Gdyni. Wtedy mogliśmy ten film udźwiękowi, stransferować na taśmę i wpuścić do kin. Pisanie wniosków, czekanie na odpowiedź bardzo długo trwa. Film powstawał na Gdynię, bez wydania złotówki.
Film ma chyba układ klamrowy. Rozpoczyna go wymowna scena na parkingu i kończy podobna, tylko na lodowisku.
Film otwiera scena w której jedna z bohaterek szuka swojego miejsca na parkingu. Jest wiele miejsc, ale ona szuka odpowiedniego dla niej. I tak samo jest na lodowisku. My się kręcimy. To są obrazy symbole. Dla mnie były one oczywiste, dla wielu widzów z którymi rozmawiałem również. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy tak na to patrzy. Film się robi na pewnym poziomie, ale nie można zadowolić wszystkich. Ktoś może przyjść do kina, bo mu się sztuka masażu jako tytuł z czymś kojarzy.
Więc naprowadźmy tych, których tytuł może zwieść. Dlaczego warto zobaczyć ten film?
Nie odpowiadam sobie na takie pytania. Opowiadam historię, bo ona mnie interesuje. Są odpowiedzi, które daje się mediom. Jeżeli jednak reżyser dobrze opowiedział historię, to już mu się wydaje, że warto zobaczyć tę historię, bo się ją dobrze opowiedziało.
Może więc w pana biurku zalega kolejny scenariusz?
On nie jest w biurku, tylko już na nim. To też będzie komediodramat. Tym razem o mężczyźnie, który prowadzi podwójne życie."