Arcydzieło sztuki medycznej i... finansowej
: 2009-08-01, 12:23
poniewaz sezon ogorkowy w mediach, poglebiony kryzysem ekonomicznym, nadal trwa, to dziennikarze lapia sie za sensacyjne reportaze, to wklejam, bo moze jakas dyskusja sie wykluje.
ps znajac bute bohatera tych reportazy, trzeba bedzie pewnie zamknac watek, gdy sie tu pojawi.
"wplac na konto a cie ulecze" - reportaz 'Wydarzeń' telewizji Polsat z 28.7
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ ... lecze.html
artykul sprzed miesiaca z gazety wyborczej
http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,39245,6775939.html
Arcydzieło sztuki medycznej i... finansowej
Prywatna klinika medycyny manualnej w Krakowie za rehabilitację pacjenta po wypadku zainkasowała 110 tys. zł. Po zabiegach pacjent uznał, że za usługę słono przepłacił, i o swoich podejrzeniach poinformował prokuratora
Kwota 110 tys. zł za bez mała miesięczny pobyt w Prywatnej Indywidualnej Klinice Medycyny Manualnej i Rehabilitacji Leczniczej (już sama nazwa robi wrażenie!) jest istotnie szokująca. Ale w tej "klinice" nic nie jest tanie. Zgodnie z cennikiem wizyta dr. nauk medycznych - godzinna - to koszt 2,5 tys. zł netto. Za zabieg opisany jako dziesięciominutowe "zastosowanie bieżni" trzeba zapłacić 270 zł. Z kolei "rehabilitacja rowerowa" - trwa kwadrans - kosztuje 180 zł.
Rabaty są za to na całodobową hospitalizację. - Zgodnie z cennikiem kosztuje ona 15 tys., ale w rzeczywistości jest taniej - 12 tys. W zależności od długości pobytu cena się zmienia - wyjaśnia Roman Grzywacz, dyrektor kliniki i specjalista medycyny manualnej w jednej osobie.
Żałuję, że nie wziąłem 300 tys.
Co do Macieja Ż, młodego człowieka z Piły, swego byłego pacjenta, dyrektor nie kryje rozczarowania. - Brzydko się wobec nas zachował. Uderzył autem w drzewo, był po operacji neurochirurgicznej, w złym stanie. Jego mama dziękowała nam w trakcie pobytu za pomoc. A teraz szargają nasze dobre imię - opowiada. Rodzina żąda zwrotu pieniędzy, Grzywacz oddać nie chce.
- Mamy wolny rynek. Jeden sprzedawca wystawia telewizory po 200 zł, drugi za 5 tys. Można kupić, gdzie się chce, ale nikt nie żądałby od drugiego, żeby sprzedawał swój towar taniej - oburza się na postępowanie byłego pacjenta. - To tak, jakby NFZ nie chciał zapłacić za operacje, bo pacjent zmarł. To, co zrobiłem dla Macieja Ż., to arcydzieło sztuki medycznej. Miałem prawo za to żądać tyle pieniędzy, ile chciałem. Żałuję, że nie wziąłem 300 tys!
"Klinika" i biegły chiroterapeuta
Trudno odmówić dyrektorowi Grzywaczowi prawa do dowolnej wyceny swoich usług. Rodzina już w pierwszym dniu pobytu Macieja znała ich cenę i wpłaciła pieniądze.
Ale na tym oczywiste działania dyrektora kończą się. W nazwie placówki używa słowa "klinika". - To słowo wzbudziło nasze podejrzenia, gdy tylko Grzywacz pojawił się w urzędzie wojewódzkim, żeby zarejestrować się jako fizjoterapeuta - mówi Małgorzata Woźniak, rzeczniczka prasowa wojewody małopolskiego. - Sprawdziliśmy, że nie ma on zarejestrowanej placówki medycznej, a jedynie działalność gospodarczą. Od razu poinformowaliśmy urzędników prezydenta, żeby unikali rejestrowania placówek ze słowem "klinika", które w istocie nimi nie są, bo to wprowadza w błąd pacjentów. Zgodzili się z nami.
Na pieczątce, którą 15 lipca 2008 roku dyrektor Grzywacz przypieczętował przyjęcie pieniędzy od rodziny Ż., poza informacją, że jest specjalistą medycyny manualnej, czytamy: Biegły Sądu Okręgowego w Krakowie.
- Jest na naszej liście biegłych i ma nim być do 2011 roku w dziedzinie: chiroterapia - masaż leczniczy - wyjaśnia sędzia Waldemar Żurek, rzecznik prasowy krakowskiego sądu.
Czyli w czym? - Mamy wielu dziwacznych biegłych na swoich listach. A chiroterapia to może tak jak chiromancja, coś z ręką ma wspólnego? Może z masażem ręki albo ręką? - zastanawia się sędzia. A już poważnie dodaje: - Zabraniamy biegłym w działalności komercyjnej używać informacji, że wydają opinie dla sądu. Po tym, co usłyszałem, przypadek biegłego Grzywacza dokładnie sprawdzimy.
Ma pani przyjechać na zabieg
Gwidon Stachowicz, radca prawny z Piły reprezentujący rodzinę Ż., o zabójczych kosztach pobytu swojego klienta poinformował w ostatnich dniach krakowską prokuraturę. - Rodzina zgodziła się na zapłatę pod przymusem, bo chłopak był w dramatycznej sytuacji. Gdyby nie zapłacili, toby go nie przyjęli - tłumaczy.
Wcześniej radca żądał zwrotu 80 tys. z zapłaconej kwoty. Nie dostał. - Po zapoznaniu się z cennikami tej kliniki i przekonsultowaniu ich treści w kręgach lekarskich doznałem szoku. Dwa szpitale obsługuję na naszym terenie, te cenniki to barbarzyństwo. Oddaliśmy sprawę do prokuratury, żeby sobie nie myśleli, że w Pile to są jacyś durnowaci prawnicy - dodaje.
- Klinika działa zgodnie z prawem, rehabilitacja jest na wysokim poziomie. Koszty zgodne z przepisami. My z kolei będziemy informować organ prokuratorski o naruszeniu dobrego imienia firmy. Komu sąd przyzna rację, zobaczymy - odcina się radca Jan Haniczyk, reprezentujący "klinikę".
A sam Grzywacz pewien jest swoich racji i umiejętności: - Ma pani przyjechać na zabieg - proponuje nieoczekiwanie podczas rozmowy. - Ale mnie nic nie dolega - odpowiadam. - Ale dopóki sama się pani nie przekona o zaletach naszej placówki, to pani nie wie, o czym pisze - słyszę.
ps znajac bute bohatera tych reportazy, trzeba bedzie pewnie zamknac watek, gdy sie tu pojawi.
"wplac na konto a cie ulecze" - reportaz 'Wydarzeń' telewizji Polsat z 28.7
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ ... lecze.html
artykul sprzed miesiaca z gazety wyborczej
http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,39245,6775939.html
Arcydzieło sztuki medycznej i... finansowej
Prywatna klinika medycyny manualnej w Krakowie za rehabilitację pacjenta po wypadku zainkasowała 110 tys. zł. Po zabiegach pacjent uznał, że za usługę słono przepłacił, i o swoich podejrzeniach poinformował prokuratora
Kwota 110 tys. zł za bez mała miesięczny pobyt w Prywatnej Indywidualnej Klinice Medycyny Manualnej i Rehabilitacji Leczniczej (już sama nazwa robi wrażenie!) jest istotnie szokująca. Ale w tej "klinice" nic nie jest tanie. Zgodnie z cennikiem wizyta dr. nauk medycznych - godzinna - to koszt 2,5 tys. zł netto. Za zabieg opisany jako dziesięciominutowe "zastosowanie bieżni" trzeba zapłacić 270 zł. Z kolei "rehabilitacja rowerowa" - trwa kwadrans - kosztuje 180 zł.
Rabaty są za to na całodobową hospitalizację. - Zgodnie z cennikiem kosztuje ona 15 tys., ale w rzeczywistości jest taniej - 12 tys. W zależności od długości pobytu cena się zmienia - wyjaśnia Roman Grzywacz, dyrektor kliniki i specjalista medycyny manualnej w jednej osobie.
Żałuję, że nie wziąłem 300 tys.
Co do Macieja Ż, młodego człowieka z Piły, swego byłego pacjenta, dyrektor nie kryje rozczarowania. - Brzydko się wobec nas zachował. Uderzył autem w drzewo, był po operacji neurochirurgicznej, w złym stanie. Jego mama dziękowała nam w trakcie pobytu za pomoc. A teraz szargają nasze dobre imię - opowiada. Rodzina żąda zwrotu pieniędzy, Grzywacz oddać nie chce.
- Mamy wolny rynek. Jeden sprzedawca wystawia telewizory po 200 zł, drugi za 5 tys. Można kupić, gdzie się chce, ale nikt nie żądałby od drugiego, żeby sprzedawał swój towar taniej - oburza się na postępowanie byłego pacjenta. - To tak, jakby NFZ nie chciał zapłacić za operacje, bo pacjent zmarł. To, co zrobiłem dla Macieja Ż., to arcydzieło sztuki medycznej. Miałem prawo za to żądać tyle pieniędzy, ile chciałem. Żałuję, że nie wziąłem 300 tys!
"Klinika" i biegły chiroterapeuta
Trudno odmówić dyrektorowi Grzywaczowi prawa do dowolnej wyceny swoich usług. Rodzina już w pierwszym dniu pobytu Macieja znała ich cenę i wpłaciła pieniądze.
Ale na tym oczywiste działania dyrektora kończą się. W nazwie placówki używa słowa "klinika". - To słowo wzbudziło nasze podejrzenia, gdy tylko Grzywacz pojawił się w urzędzie wojewódzkim, żeby zarejestrować się jako fizjoterapeuta - mówi Małgorzata Woźniak, rzeczniczka prasowa wojewody małopolskiego. - Sprawdziliśmy, że nie ma on zarejestrowanej placówki medycznej, a jedynie działalność gospodarczą. Od razu poinformowaliśmy urzędników prezydenta, żeby unikali rejestrowania placówek ze słowem "klinika", które w istocie nimi nie są, bo to wprowadza w błąd pacjentów. Zgodzili się z nami.
Na pieczątce, którą 15 lipca 2008 roku dyrektor Grzywacz przypieczętował przyjęcie pieniędzy od rodziny Ż., poza informacją, że jest specjalistą medycyny manualnej, czytamy: Biegły Sądu Okręgowego w Krakowie.
- Jest na naszej liście biegłych i ma nim być do 2011 roku w dziedzinie: chiroterapia - masaż leczniczy - wyjaśnia sędzia Waldemar Żurek, rzecznik prasowy krakowskiego sądu.
Czyli w czym? - Mamy wielu dziwacznych biegłych na swoich listach. A chiroterapia to może tak jak chiromancja, coś z ręką ma wspólnego? Może z masażem ręki albo ręką? - zastanawia się sędzia. A już poważnie dodaje: - Zabraniamy biegłym w działalności komercyjnej używać informacji, że wydają opinie dla sądu. Po tym, co usłyszałem, przypadek biegłego Grzywacza dokładnie sprawdzimy.
Ma pani przyjechać na zabieg
Gwidon Stachowicz, radca prawny z Piły reprezentujący rodzinę Ż., o zabójczych kosztach pobytu swojego klienta poinformował w ostatnich dniach krakowską prokuraturę. - Rodzina zgodziła się na zapłatę pod przymusem, bo chłopak był w dramatycznej sytuacji. Gdyby nie zapłacili, toby go nie przyjęli - tłumaczy.
Wcześniej radca żądał zwrotu 80 tys. z zapłaconej kwoty. Nie dostał. - Po zapoznaniu się z cennikami tej kliniki i przekonsultowaniu ich treści w kręgach lekarskich doznałem szoku. Dwa szpitale obsługuję na naszym terenie, te cenniki to barbarzyństwo. Oddaliśmy sprawę do prokuratury, żeby sobie nie myśleli, że w Pile to są jacyś durnowaci prawnicy - dodaje.
- Klinika działa zgodnie z prawem, rehabilitacja jest na wysokim poziomie. Koszty zgodne z przepisami. My z kolei będziemy informować organ prokuratorski o naruszeniu dobrego imienia firmy. Komu sąd przyzna rację, zobaczymy - odcina się radca Jan Haniczyk, reprezentujący "klinikę".
A sam Grzywacz pewien jest swoich racji i umiejętności: - Ma pani przyjechać na zabieg - proponuje nieoczekiwanie podczas rozmowy. - Ale mnie nic nie dolega - odpowiadam. - Ale dopóki sama się pani nie przekona o zaletach naszej placówki, to pani nie wie, o czym pisze - słyszę.